Zaczęło się od dziwnego e-maila o następującej treści:
"Karolino,
minęło wprawdzie niewiele czasu, ale ja już za Tobą tęsknię.
Będę w chacie w najbliższy weekend, jeśli chcesz się spotkać.
Tata "
Zastanawiałam się skąd ktoś miał mój adres i na co znów się zapisałam dawno temu skoro otrzymuję takie wiadomości, aż w pewnym momencie skojarzyłam, że to pewnie o.Aleksander i Pluszakowe rekolekcje w Przesiece. Zapomniałam jednak o tym i szykowałam się do piątkowego wyjazdu.
Temat rekolekcji
Niespodziewany zwrot akcji był od początku widoczny - spóźnienie na kolację i mszę większości grupy, kierowca inny niż spróbowałam sprawdzić na Facebooku, pokój jednoosobowy podczas gdy chciałam go z kimś dzielić, żeby w końcu nawiązać jakąś relację z dziewczyną a nie tylko facetami (moje nowe stare marzenie to przyjaciółka, która mieszkałaby we Wrocławiu). Już na pierwszej mszy dowiedzieliśmy się, że czeka nasz weekend z filmem
Chata. Na początku poproszono nas, aby przypomnieć sobie Wielki Smutek tak, aby podczas rekolekcji można było nad nim pracować. Ja mam dużo takich smutków, ale pomyślałam o tym, który ostatnio bardzo mnie dręczy. Na razie czekam na efekty, ale chyba jest coraz lepiej.
W piątek nie działo się za wiele poza wieczorem przy Dobble i Konflikcie oraz kilkoma małymi rozmowami.
Potem była sobota z jutrznią oraz górami. Do wyboru było kilka tras - ja miałam ochotę na coś średniego, więc w końcu wylądowałam w grupie Ani, która jest niesamowicie ciepłą, miłą i opiekuńczą osobą i kolejnym wzorem do naśladowania jeżeli chodzi o budowanie relacji międzyludzkich. Na trasie była mgła, ale udało nam się zobaczyć trochę jesieni, kilka żab, Słoneczniki i zjeść dobre naleśniki z jagodami w Odrodzeniu. W międzyczasie różaniec i rozmowy o życiu, o wspólnocie i innych takich. I powrót w deszczu, który zapamiętam na długo. Zapamiętam przemoknięte ubranie i śpiewy z Łukaszem i Anią z muzycznych, pożyczone spodnie oraz radość, że jest się już w schronisku. Z powodu pogody nie mieliśmy ogniska (kolejny zwrot akcji), ale za to przeznaczyliśmy ten czas na planszówki - tym razem Dixit, czyli gra którą uwielbiam, ale w którą zawsze przegrywam, Junge Speed - gra której nie znoszę, ale tym razem to inni bili się o totem i mieli ślady po paznokciach, Osadnicy z Catanu - powrót do starych dobrych czasów i wygrana z opcją rewanżu. Szkoda, że przy planszówkach nie buduje się więzi tak dobrze jak przy Mafii czy rozmowach, ale kto wie może znajdę kolejną osobę do grania? I wyjść w góry, w sumie to dobry początek.
Jak teraz sobie opisuję te rekolekcję to przypomniało mi się o tym Wielkim Smutku, o tym że można go ukryć i nauczyć się z nim żyć, kolejna rzecz do przemyślenia, no ale o tym innym razem.
Najbardziej zapamiętam adorację podczas, której można było podejść, uklęknąć i wziąć patenę(?) z Jezusem prosto w swoje łapki. Jakoś nigdy nie pociągała mnie ta forma - albo boję się, że coś zniszczę albo jak w przypadku relikwii świętych w ogóle tego nie czuję. Na szczęście można też przeżywać to wszystko z ławki, z mojego miejsca VIP, bo chodzi o to co dzieje się w środku, o to co wydarza się gdy zamkniesz oczy i pozwolisz mu przyjść. To trochę osobiste, więc napiszę tylko tyle, że pozwalam się kochać, tak naprawdę kochać i nie zgadzam się już na namiastki miłości.
W tym miejscu po raz kolejny refleksja, która może mi umknąć - te rekolekcje chyba były dla mnie po to, żeby się trochę poprzyglądała, trochę była samotna, ale w tłumie i trochę pozwoliła się znaleźć temu, który szuka. A moje nastawienie, że fajnie byłoby się zintegrować i powalczyć z przywiązaniem kurczowym do innych zderzyło się z tym co było. I w sumie dobrze. Zresztą zobaczymy za jakiś czas co we mnie się urodzi i jakie owoce powstaną z tego drzewa.
Niedziela to msza, jutrznia i grupy dzielenia, czyli to co najlepsze. Uwielbiam grupki, bo choć przez chwilę mogę spojrzeć na ten sam fragment oczami innego człowieka i znów zaskoczyć się, że mam tak samo albo mam inaczej albo w końcu zrozumieć o co chodzi. Powrót był przespany w samochodzie, więc za dużo z niego nie wyniosłam, ale mam wrażenie, że środowe spotkanie w Plusach będzie trochę inne niż zawsze.
Czekam teraz cierpliwie na owoce, bo skoro o. Aleksander potrafił przez 8 lat chodzić z pomysłem rekolekcji i przygotować go dopiero teraz to i ja powinnam nauczyć się tego, żeby na spokojnie poczekać na owoce. Proszę Tato, daj mi trochę Twojego patrzenia na ludzi i zabierz to, co przeszkadza mi być blisko Ciebie i ich a poradzimy sobie ze wszystkim.